Ograniczenia budżetowe sfery publicznej, obecne w różnych publikatorach o charakterze publicystycznym, w poważny sposób oddziałują na funkcjonowanie i rozwój sfery transportu. Truizmem jest stwierdzenie, iż w przypadku niedostatecznego finansowania następuje regres określonych funkcji publicznych – otwarte pozostaje tylko pytanie, na jakim etapie potrzeb i możliwości finansowych jesteśmy obecnie. Daleki jestem od stawiania jednoznacznej diagnozy w tym zakresie, natomiast jeśli (podkreślam – jeśli!) środki przeznaczone na finansowanie określonych zadań pozostają niewystarczające (a można to, przynajmniej na poziomie pojedynczych funkcji czy obiektów dość łatwo zweryfikować) to zadać należy otwarcie pytanie, czy procesem zwijania należy sterować, tak aby nie następował on w sposób niekontrolowany. I ponownie – wobec perspektywy na przykład zwiększenia podatków – stajemy przed ewentualną alternatywą: czy stać nas na utrzymanie określonego poziomu poszczególnych sfer życia, ale też – czy stać nas na to, aby takich standardów nie utrzymywać.
Będąc dalekim od nadmiernego czarnowidztwa staram się spoglądać na rzeczywistość w sposób do bólu realny, a oznacza to chęć choćby teoretycznego rozważenia hipotetycznego scenariusza „a co by było gdyby” w zakresie ograniczeń finansowania transportu i jego infrastruktury. I w takim kontekście ścieżką awaryjną dla każdej sfery staje się jej ograniczanie, obniżanie standardów, dopuszczanie rozwiązań prowizorycznych, „poluzowywanie krawata”. Jak to może wyglądać w praktyce? No właśnie, problem jest w zerojedynkowej rzeczywistości. O ile pewne zagadnienia mają charakter skalowalny, mogą być rozpatrywane w postaci określonego procesu, kolejnych następujących po sobie etapów, w zakresie których realizacja może następować z określonym opóźnieniem lub w mniejszym zakresie, o tyle w pewnym – dość znacznym – wycinku rzeczywistości możliwości takiej nie ma. Nie zbuduje się bowiem linii kolejowej wysokich prędkości w postaci jednego toru, podobnie jak trudno jest „zmniejszyć” zakres inwestycji autostradowej do standardu drogi ekspresowej.
Najbardziej elastycznym polem działań wydaje się eksploatacja. Tutaj szereg kosztów ma charakter zmienny i aż się prosi, by tak mimochodem obciąć ostatni kurs tramwaju, cichaczem zlikwidować linię autobusową, częściowo zastępując ją innym, choć mniej wygodnym i dostępnym połączeniem. Efekty takich kroków są bardzo nęcące i – co ważne dla skarbników – niemal natychmiast odczuwalne, widoczne w postaci cyferek w rozrachunku budżetowym. Na dłuższą metę pojawiają się wątpliwości – owszem, motorniczy kończy zmianę wcześniej, ale przecież za sprzątanie wagonu i tak płaci się tyle samo. Tutaj pojawia się kluczowa kwestia wzajemnego stosunku kosztów stałych i kosztów zmiennych w ogólnej puli koniecznych wydatków. Oszczędności eksploatacyjne niekoniecznie muszą przejawiać się w opisanej powyżej, bezpośrednio „poczuwalnej” dla użytkowników, formie. Patrząc globalnie budżet można łatać np. ograniczając zakres zimowego utrzymania dróg lub obniżając standardy tego utrzymania. Eufemistycznie ujmując, zawsze można zmniejszyć ilość soli w soli podczas posypywania dróg.
Jak widać możliwości jest wiele. No właśnie – księgowi mogą zacierać ręce i domagać się wydłużenia (nawet nieznacznego, przy 100 wozach na bazie jeden dzień wydłużenia to gigantyczna oszczędność) okresu pomiędzy gruntownymi czyszczeniami pojazdów. Głośno będą przy tym stwierdzać „czy nas stać” na to, aby mieć takie czy inne standardy… I dlatego pytanie trzeba postawić dokładnie odwrotnie, mianowicie odpowiedzieć sobie „czy nas stać” na to, aby obniżać standardy, aby likwidować komunikację, aby nie utrzymywać dróg. Edukacja ekonomiczna społeczeństwa sprawia, że kwestia ta przestaje być akademicką dyskusją, a staje się w większym stopniu realnym dylematem politycznego wyboru. Oczywiście, że lepiej jest być pięknym i bogatym niż brzydkim i biednym, ale – zwłaszcza na niższym poziomie samorządności – społeczności są w stanie realnie ocenić swoje potrzeby i dostępne środki na ich realizację. W ten sposób, niejako naturalnie, następuje priorytetyzacja od tego, co jest absolutnym musem, poprzez te sfery, które powinny być w następnej kolejności obsłużone aż do życzeniowych projektów, realizowanych w przypadku pozostania w budżecie jakichś oszczędności poprzetargowych czwartego rzędu. Ważne w tym miejscu jest zaakcentowanie, iż są takie sfery, w zakresie których nie powinno być w żaden sposób miejsca na oszczędności i w zakresie których nie stać nas na chodzenie na skróty. Podstawową taką sferą jest bezpieczeństwo.